To było grubsze....
6
1520 odpowiedzi w tym temacie
#1491
Napisano 07 lutego 2017 - 21:23
#1492
Napisano 07 lutego 2017 - 21:41
Użytkownik AiM dnia 07 lutego 2017 - 21:23 napisał
To było grubsze....
Cytat
"Historia mrożąca krew w żyłach, opisana w tym poście, wydarzyła się latem, roku nie pomnę którego, ale byłem na studiach więc musiały to być lata 99-04.
Lato czas zabawy, beztroski, alkoholu, słońca i seksu. Co prawda na studiach było tak co tydzień ale w lecie może tak być codziennie. Po kilku miesiącach nauki, dorabiania sobie ciężką pracą umysłową na poziomie studenciaka w wakacje miał być reset. Między egzaminami a poprawkami pod koniec września, 2 miesiące luzu. Luz był, praktycznie każdy wieczór spędzałem na wrocławskim rynku. Ci co znają Wrocław to wiedzą, a tym którzy nie znają to wspomnę, że większość klubów i knajp w tamtych czasach znajdowała się w Rynku. Czyli nie trzeba było się umawiać ze znajomymi, tylko wieczorem wbijało się na Rynek i zawsze się kogoś spotkało. Tamtego pięknego, letniego wieczoru spotkałem Pana Tomka.
Pan Tomek jest dość barwną postacią i bohaterem tej opowieści więc pozwolę sobie na krótką charakterystykę postaci. Jest (był?) to mieszkaniec jednej z dolnośląskich miejscowości, mający szczęście urodzić się w rodzinie ludzi przedsiębiorczych, prowadzących w owym czasie-przynajmniej oficjalnie ale może też i faktycznie-firmę transportową. Pieniędzy im nie brakowało, Pan Tomasz po ukończeniu szkoły średniej został przez rodziców wyposażony w kawalerkę na wrocławskim osiedlu Kosmonautów (wtedy były jeszcze normalne ceny, warto było kupować-przyp. autora) a przez swoje umiejętności został posiadaczem indeksu Akademii Ekonomicznej teraz zwanej jakoś inaczej.
Pan Tomek był człowiekiem obrotnym i lubiącym kontakt z ludźmi, taki wiecie, gość który ze wszystkimi gada, tu powie żart, tam komplement i zatańczy i zarucha, człowiek orkiestra a przy tym sympatyczny i nie wkurzający. Dlatego nie wiedzieć jak to się stało, ale kiedyś podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy ze znajomymi, zaczął coś tam gadać i jakoś tak się zapoznaliśmy. Nie był to żaden mój wielki kolega, ale ciągle się spotykaliśmy w knajpach a później często u niego na imprezach.
Tegoż popołudnia wbiłem na Rynek i oczywiście spotkałem Pana Tomka. Gadka szmatka, jeden, drugi, siódmy browar w ogródku i zrobiło się ciemno. Inni znajomi jeszcze nie nadeszli więc sączyliśmy leniwie chrzczone paskudne piwo aż w końcu Pan Tomek zaproponował:
- Słuchaj, jeszcze nikogo nie ma, jest dopiero 22, może podjedziemy po fajny stuff bo znam gościa z dobrym towarem, spalimy trochę i z resztą wrócimy tutaj? Funduję taryfę, godzinka i jesteśmy znowu na Rynku.
Ok, myślę sobie czemu nie, chce niech płaci i kupuje. Zatem raźno ruszyliśmy w stronę postoju taxi przy Wita Stwosza. i do tej pory wszystko było ok. Niestety jak to w życiu bywa, sytuacja zmienia się dynamicznie. Wsiadamy do taryfy i Tomek rzuca złotówie adres " Na Komuny Paryskiej poprosimy". I tu mi się zapaliła lampka.
Niewtajemniczonym wyjaśnię, że Komuny Paryskiej leży w trójkącie bermudzkim - każde większe miasto ma takie miejsce gdzie w dzień trzeba uważać a w nocy, jak się jest obcym, to lepiej nie chodzić. We Wrocławiu to trójkąt między ulicami Kościuszki, Traugutta i Pułaskiego. Teraz to jest tam trochę cywilizacji, napływ normalsów, plomby, wyburzanie starych kamienic i selekcja naturalna lokalesów. Ale wtedy i kilkadziesiąt lat temu, to była mordownia.
No nic, jedziemy i po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Tomek płaci a ja mówię "szefie to pan poczeka chwilę i zaraz wracamy na Rynek, będzie kurs". Złotówa wziął forsę, kiwnął głową i jeszcze nie zdążyłem dobrze zamknąć drzwi jak z piskiem opon odjechał swoim bordowym Mercedesem W124. Co robić, skoro się powiedziało A to trzeba B. Wchodzimy w ciemną bramę i po kilku metrach jesteśmy na wewnętrznym podwórku. Standard, rozlatujące się garaże, trzepak, piaskownica i ławka. A na ławce lokalni miłośnicy wódeczki, w liczbie sztuk 7 czy 9, w wieku lat od kilkunastu do 40. Ciemno, rozglądamy się szukając odpowiedniej klatki ale oczywiście jej nie widzimy bo żadna nie ma numerów. Wśród towarzycha szmer i poruszenie co to za obcy się w nocy pojawiają na dzielnicy. Co robić? Im dłużej stoimy tym większa szansa dostania łomotu, uciekać bez sensu bo taryfy nie ma, my lekko na bani a tamci znają teren lepiej od nas. Jedyne słuszne wyjście to podbić do nich. Pytam Tomka czy ma fajki, ma więc jest dobrze. Podchodzimy do lokalsów, ci konsternacja bo nie wiedzą czy my dwaj to idioci czy kozaki. Pan Tomek wyciąga szlugi i częstuje miło zagajając:
-Siema, my do Małego tylko nie wiemy która klatka, pomożecie?
Rozluźnienie, uśmiech, wskazują klatkę, chwilę bajery, gitara. Już odchodzimy, gdy nagle jeden który mi się ciągle przyglądał woła do mnie:
-EEeeee koooleszkko, czy ty nie garowałeś może 2 lata temu na Kleczkowskiej a 4 lata temu w Tarnowie? Elektron tam siedział, znasz?
Odpowiadam, że nie miałem przyjemności ani z Elektronem ani nie garowałem ale z trójkąta znam Bedziego (fakt faktem znałem go z siłowni). On nie znał, więc nasza krótka znajomość nie miała dalszego ciągu.
Ruszamy do klatki. Domofon-zapomnij, światło na korytarzu? Zapomnij. Czarno i brudno, na schodzach siedzi dwóch gnojków i walą jakiś klej, szczochami tak waliło że chyba gorzej się nie da. Jak się okazało, da się ale o tym później. Wchodzimy po schodach które są tylko częściowe i nie wiadomo czy zaraz się nie zawalą, dochodzimy do mieszkania nr 5. Weszliśmy do mieszkania, ale w sumie nie dało się nie wejść skoro nie miały drzwi. Znacie tego fejsika "chujowe mieszkania do wynajęcia"? To one przy tym w którym się znaleźliśmy to były Burj al Arab. Nie umiem tego opisać. Pan Tomek woła Małego i Mały wychodzi z pokoju. A może kibla, ciężko stwierdzić bo tam wszystko wyglądało tak samo.
Mały, jak się domyślacie, mały wcale nie był. Ja mam 188cm, a on miał na moje oko pod 2m. Grałem kilka lat w koszykówkę więc to nie robiło wrażenia ale fakt, że oprócz tego ważył jakieś 150kg i owszem. Nie grubas, tylko naturalnie wielki zwierz. Do tego wydziarany ale nie tak jak dzisiejszy hipsterzy w jakieś kolorowe kwiatki i delfiny, tylko prawilnie w pierdlu. Ja lekki popłoch, Pan Tomek uśmiechnięty mówi:
-Siema Mały, ja po ten towar co gadaliśmy tydzień temu.
Mały patrzy i odpowiada:
- A wy ***** do ***** kim jesteście? Na psiarnię nie wyglądacie ale ja was nie znam.
Tera mój popłoch był zdecydowanie większy i myślę sobie, że dam nogę i zostawię w tym gównie Tomka skoro nas wpakował na taką minę. Tu nastąpiło przypomnienia, chwila rozkminki i Mały wreszcie zakumał. Ulga.
Nie siadamy bo jest jedynie śmierdzące łóżko Małego więc stoimy i czekam aż z drugiego pokoju przyniesie torebeczkę, dajemy kasę i szczęśliwie już wychodzimy. Ale to byłoby zbyt proste. Mały pyta czy nie wpadniemy piętro wyżej, do jego znajomego, jest tam impreza. Ja mówię, że nie, że się spieszymy, nie znamy ludzi, nie będziemy przeszkadzać. Pan Tomek, człowiek towarzyski i lekko walnięty mówi, że w sumie na chwilę można. Zastanawiam się znowu czy uciekać znowu czy mu strzelić na otrzeźwienie, ale przemoc przy naszym gospodarzu nie jest chyba dobrym pomysłem. Ten nalega, mówiąc że będzie fajnie, są fajne laski, jesteśmy z nim więc bezpieczni. Mi się włącza detektor jakim cudem fajne dupy mogą być w takim syfie ale Pan Tomek już poczuł zew natury. Co zrobić, nie ma wyjścia i idziemy 2 piętra wyżej.
Wchodzimy do równie paskudnego mieszkania, impreza wygląda tak że na podłodze walały się puste butelki a na tapczanie leżała "laska", nawalona i śmierdząca, w brudnych ciuchach. Napisałbym, że ładna ale zaniedbana ale nie napiszę bo po co kłamać. Była zaniedbana i brzydka. Lat jakieś 20 z VAT.
Mały pyta gdzie gospodarz, okazało się, że śpi w pokoju obok bo się nawalił. Myslę, super możemy spadać. Nic z tego, Mały stwierdził, że skorzysta z okazji i zaczął ja bajerować. Po paru minutach się zgodziła więc mówimy, że my już idziemy. Plan jednak był inny - delikatnie nam zasugerował że mamy stanąć przy drzwiach pokoju w którym śpi narzeczony i je trzymać, tak żeby jak się obudzi to nie wszedł. Jak pewnie przypuszczacie nie był to plan moich marzeń.
Jak się rozebrała to **** mnie chciał strzelić. Cyce obwiśniętę, ręce pocięte, limo pod okiem... Ale najgorsze dopiero nadeszło. Jak ściągała brudne majty to jakby ktoś otwierał puszkę pandory. Smród jakby ****** się dwa skunksy. Nie wiesz jak śmierdziało z tej cipy ? To tak jak myślisz tylko ze 100 razy mocniej. ***** zarośnięta a wokoło jakaś wysypka z pryszczami wielkości porzeczek. Musiałem się odwrócić żeby nie zwymiotować. Minęło kilka minut, jakoś przeżyliśmy te odgłosy, gach się nie obudził więc wszystko zmierzało ku szczęśliwemu końcowi. Ale gdzie tam! Mały serdecznym gestem zaprosił "Teraz wy, róbcie z Magdą na co macie ochotę". Mi już słabo, Pan Tomek już nie kozakuje, patrzę na niego i mówię
-To Pan pierwszy skoro Twój znajomy....
Pan Tomek podszedł nieśmiało, widzę że obsrany, Mały patrzy z ciekawością jakie to porno będzie a ja czekam na cud. W końcu skoro tyle się ich zdarzyło to może jeszcze jeden. I wiecie co? Się zdarzył. W sąsiednim pokoju nagle usłyszeliśmy hałas i Mały mówi:
- Sorry chłopaki, dziś nie zamoczycie, trzeba ********** bo jej facet to świr, on już kiedyś zabił człowieka. Młoda nic nie powie więc jak nas nie zobaczy to będzie spoko.
Tak się zmartwiliśmy, że prawie się zabiliśmy na schodach zwiewając z tej patologii a zatrzymaliśmy się 3 ulice dalej. Pana Tomka zwyzywałem, wsiadłem w taryfę i pojechałem do domu bo psychicznie byłem wypruty. Później przez miesiąc go unikałem, przepraszał mnie za to bagno i w końcu mi przeszło a historia wśród znajomych była powodem do beki.
Wszystkie postacie są autentyczne, miejsca wydarzeń również. Jedyne odstępstwa mogą być w dialogach bo po tylu latach już nie pamiętam dokładnie ale starałem się oddać klimat. Chociaż to i tak nic, trzeba było przy tym być żeby się przekonać..."
Lato czas zabawy, beztroski, alkoholu, słońca i seksu. Co prawda na studiach było tak co tydzień ale w lecie może tak być codziennie. Po kilku miesiącach nauki, dorabiania sobie ciężką pracą umysłową na poziomie studenciaka w wakacje miał być reset. Między egzaminami a poprawkami pod koniec września, 2 miesiące luzu. Luz był, praktycznie każdy wieczór spędzałem na wrocławskim rynku. Ci co znają Wrocław to wiedzą, a tym którzy nie znają to wspomnę, że większość klubów i knajp w tamtych czasach znajdowała się w Rynku. Czyli nie trzeba było się umawiać ze znajomymi, tylko wieczorem wbijało się na Rynek i zawsze się kogoś spotkało. Tamtego pięknego, letniego wieczoru spotkałem Pana Tomka.
Pan Tomek jest dość barwną postacią i bohaterem tej opowieści więc pozwolę sobie na krótką charakterystykę postaci. Jest (był?) to mieszkaniec jednej z dolnośląskich miejscowości, mający szczęście urodzić się w rodzinie ludzi przedsiębiorczych, prowadzących w owym czasie-przynajmniej oficjalnie ale może też i faktycznie-firmę transportową. Pieniędzy im nie brakowało, Pan Tomasz po ukończeniu szkoły średniej został przez rodziców wyposażony w kawalerkę na wrocławskim osiedlu Kosmonautów (wtedy były jeszcze normalne ceny, warto było kupować-przyp. autora) a przez swoje umiejętności został posiadaczem indeksu Akademii Ekonomicznej teraz zwanej jakoś inaczej.
Pan Tomek był człowiekiem obrotnym i lubiącym kontakt z ludźmi, taki wiecie, gość który ze wszystkimi gada, tu powie żart, tam komplement i zatańczy i zarucha, człowiek orkiestra a przy tym sympatyczny i nie wkurzający. Dlatego nie wiedzieć jak to się stało, ale kiedyś podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy ze znajomymi, zaczął coś tam gadać i jakoś tak się zapoznaliśmy. Nie był to żaden mój wielki kolega, ale ciągle się spotykaliśmy w knajpach a później często u niego na imprezach.
Tegoż popołudnia wbiłem na Rynek i oczywiście spotkałem Pana Tomka. Gadka szmatka, jeden, drugi, siódmy browar w ogródku i zrobiło się ciemno. Inni znajomi jeszcze nie nadeszli więc sączyliśmy leniwie chrzczone paskudne piwo aż w końcu Pan Tomek zaproponował:
- Słuchaj, jeszcze nikogo nie ma, jest dopiero 22, może podjedziemy po fajny stuff bo znam gościa z dobrym towarem, spalimy trochę i z resztą wrócimy tutaj? Funduję taryfę, godzinka i jesteśmy znowu na Rynku.
Ok, myślę sobie czemu nie, chce niech płaci i kupuje. Zatem raźno ruszyliśmy w stronę postoju taxi przy Wita Stwosza. i do tej pory wszystko było ok. Niestety jak to w życiu bywa, sytuacja zmienia się dynamicznie. Wsiadamy do taryfy i Tomek rzuca złotówie adres " Na Komuny Paryskiej poprosimy". I tu mi się zapaliła lampka.
Niewtajemniczonym wyjaśnię, że Komuny Paryskiej leży w trójkącie bermudzkim - każde większe miasto ma takie miejsce gdzie w dzień trzeba uważać a w nocy, jak się jest obcym, to lepiej nie chodzić. We Wrocławiu to trójkąt między ulicami Kościuszki, Traugutta i Pułaskiego. Teraz to jest tam trochę cywilizacji, napływ normalsów, plomby, wyburzanie starych kamienic i selekcja naturalna lokalesów. Ale wtedy i kilkadziesiąt lat temu, to była mordownia.
No nic, jedziemy i po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Tomek płaci a ja mówię "szefie to pan poczeka chwilę i zaraz wracamy na Rynek, będzie kurs". Złotówa wziął forsę, kiwnął głową i jeszcze nie zdążyłem dobrze zamknąć drzwi jak z piskiem opon odjechał swoim bordowym Mercedesem W124. Co robić, skoro się powiedziało A to trzeba B. Wchodzimy w ciemną bramę i po kilku metrach jesteśmy na wewnętrznym podwórku. Standard, rozlatujące się garaże, trzepak, piaskownica i ławka. A na ławce lokalni miłośnicy wódeczki, w liczbie sztuk 7 czy 9, w wieku lat od kilkunastu do 40. Ciemno, rozglądamy się szukając odpowiedniej klatki ale oczywiście jej nie widzimy bo żadna nie ma numerów. Wśród towarzycha szmer i poruszenie co to za obcy się w nocy pojawiają na dzielnicy. Co robić? Im dłużej stoimy tym większa szansa dostania łomotu, uciekać bez sensu bo taryfy nie ma, my lekko na bani a tamci znają teren lepiej od nas. Jedyne słuszne wyjście to podbić do nich. Pytam Tomka czy ma fajki, ma więc jest dobrze. Podchodzimy do lokalsów, ci konsternacja bo nie wiedzą czy my dwaj to idioci czy kozaki. Pan Tomek wyciąga szlugi i częstuje miło zagajając:
-Siema, my do Małego tylko nie wiemy która klatka, pomożecie?
Rozluźnienie, uśmiech, wskazują klatkę, chwilę bajery, gitara. Już odchodzimy, gdy nagle jeden który mi się ciągle przyglądał woła do mnie:
-EEeeee koooleszkko, czy ty nie garowałeś może 2 lata temu na Kleczkowskiej a 4 lata temu w Tarnowie? Elektron tam siedział, znasz?
Odpowiadam, że nie miałem przyjemności ani z Elektronem ani nie garowałem ale z trójkąta znam Bedziego (fakt faktem znałem go z siłowni). On nie znał, więc nasza krótka znajomość nie miała dalszego ciągu.
Ruszamy do klatki. Domofon-zapomnij, światło na korytarzu? Zapomnij. Czarno i brudno, na schodzach siedzi dwóch gnojków i walą jakiś klej, szczochami tak waliło że chyba gorzej się nie da. Jak się okazało, da się ale o tym później. Wchodzimy po schodach które są tylko częściowe i nie wiadomo czy zaraz się nie zawalą, dochodzimy do mieszkania nr 5. Weszliśmy do mieszkania, ale w sumie nie dało się nie wejść skoro nie miały drzwi. Znacie tego fejsika "chujowe mieszkania do wynajęcia"? To one przy tym w którym się znaleźliśmy to były Burj al Arab. Nie umiem tego opisać. Pan Tomek woła Małego i Mały wychodzi z pokoju. A może kibla, ciężko stwierdzić bo tam wszystko wyglądało tak samo.
Mały, jak się domyślacie, mały wcale nie był. Ja mam 188cm, a on miał na moje oko pod 2m. Grałem kilka lat w koszykówkę więc to nie robiło wrażenia ale fakt, że oprócz tego ważył jakieś 150kg i owszem. Nie grubas, tylko naturalnie wielki zwierz. Do tego wydziarany ale nie tak jak dzisiejszy hipsterzy w jakieś kolorowe kwiatki i delfiny, tylko prawilnie w pierdlu. Ja lekki popłoch, Pan Tomek uśmiechnięty mówi:
-Siema Mały, ja po ten towar co gadaliśmy tydzień temu.
Mały patrzy i odpowiada:
- A wy ***** do ***** kim jesteście? Na psiarnię nie wyglądacie ale ja was nie znam.
Tera mój popłoch był zdecydowanie większy i myślę sobie, że dam nogę i zostawię w tym gównie Tomka skoro nas wpakował na taką minę. Tu nastąpiło przypomnienia, chwila rozkminki i Mały wreszcie zakumał. Ulga.
Nie siadamy bo jest jedynie śmierdzące łóżko Małego więc stoimy i czekam aż z drugiego pokoju przyniesie torebeczkę, dajemy kasę i szczęśliwie już wychodzimy. Ale to byłoby zbyt proste. Mały pyta czy nie wpadniemy piętro wyżej, do jego znajomego, jest tam impreza. Ja mówię, że nie, że się spieszymy, nie znamy ludzi, nie będziemy przeszkadzać. Pan Tomek, człowiek towarzyski i lekko walnięty mówi, że w sumie na chwilę można. Zastanawiam się znowu czy uciekać znowu czy mu strzelić na otrzeźwienie, ale przemoc przy naszym gospodarzu nie jest chyba dobrym pomysłem. Ten nalega, mówiąc że będzie fajnie, są fajne laski, jesteśmy z nim więc bezpieczni. Mi się włącza detektor jakim cudem fajne dupy mogą być w takim syfie ale Pan Tomek już poczuł zew natury. Co zrobić, nie ma wyjścia i idziemy 2 piętra wyżej.
Wchodzimy do równie paskudnego mieszkania, impreza wygląda tak że na podłodze walały się puste butelki a na tapczanie leżała "laska", nawalona i śmierdząca, w brudnych ciuchach. Napisałbym, że ładna ale zaniedbana ale nie napiszę bo po co kłamać. Była zaniedbana i brzydka. Lat jakieś 20 z VAT.
Mały pyta gdzie gospodarz, okazało się, że śpi w pokoju obok bo się nawalił. Myslę, super możemy spadać. Nic z tego, Mały stwierdził, że skorzysta z okazji i zaczął ja bajerować. Po paru minutach się zgodziła więc mówimy, że my już idziemy. Plan jednak był inny - delikatnie nam zasugerował że mamy stanąć przy drzwiach pokoju w którym śpi narzeczony i je trzymać, tak żeby jak się obudzi to nie wszedł. Jak pewnie przypuszczacie nie był to plan moich marzeń.
Jak się rozebrała to **** mnie chciał strzelić. Cyce obwiśniętę, ręce pocięte, limo pod okiem... Ale najgorsze dopiero nadeszło. Jak ściągała brudne majty to jakby ktoś otwierał puszkę pandory. Smród jakby ****** się dwa skunksy. Nie wiesz jak śmierdziało z tej cipy ? To tak jak myślisz tylko ze 100 razy mocniej. ***** zarośnięta a wokoło jakaś wysypka z pryszczami wielkości porzeczek. Musiałem się odwrócić żeby nie zwymiotować. Minęło kilka minut, jakoś przeżyliśmy te odgłosy, gach się nie obudził więc wszystko zmierzało ku szczęśliwemu końcowi. Ale gdzie tam! Mały serdecznym gestem zaprosił "Teraz wy, róbcie z Magdą na co macie ochotę". Mi już słabo, Pan Tomek już nie kozakuje, patrzę na niego i mówię
-To Pan pierwszy skoro Twój znajomy....
Pan Tomek podszedł nieśmiało, widzę że obsrany, Mały patrzy z ciekawością jakie to porno będzie a ja czekam na cud. W końcu skoro tyle się ich zdarzyło to może jeszcze jeden. I wiecie co? Się zdarzył. W sąsiednim pokoju nagle usłyszeliśmy hałas i Mały mówi:
- Sorry chłopaki, dziś nie zamoczycie, trzeba ********** bo jej facet to świr, on już kiedyś zabił człowieka. Młoda nic nie powie więc jak nas nie zobaczy to będzie spoko.
Tak się zmartwiliśmy, że prawie się zabiliśmy na schodach zwiewając z tej patologii a zatrzymaliśmy się 3 ulice dalej. Pana Tomka zwyzywałem, wsiadłem w taryfę i pojechałem do domu bo psychicznie byłem wypruty. Później przez miesiąc go unikałem, przepraszał mnie za to bagno i w końcu mi przeszło a historia wśród znajomych była powodem do beki.
Wszystkie postacie są autentyczne, miejsca wydarzeń również. Jedyne odstępstwa mogą być w dialogach bo po tylu latach już nie pamiętam dokładnie ale starałem się oddać klimat. Chociaż to i tak nic, trzeba było przy tym być żeby się przekonać..."
Wyedytowałem ten elaborat pod kątem wulgaryzmów. Jeśli jednak coś przeoczyłem - proszę o wyrozumiałość.
#1494
Napisano 08 lutego 2017 - 06:49
Porównanie 300ce z trabantem to takie trochę wzięte wiadomo skąd...
#1495
Napisano 08 lutego 2017 - 10:10
Ten mem, tow kontekście "pomysła" Naczelnika J.K. budowy państwowej fabryki samochodów elektrycznych.
PS. Możesz zamiast AMG podstawić poczciwą 200D, golfa, opla z roku 1988 i myślę, że też zauważysz różnicę.
PS. Możesz zamiast AMG podstawić poczciwą 200D, golfa, opla z roku 1988 i myślę, że też zauważysz różnicę.
Podobne tematy
Temat | Forum | Autor | Podsumowanie | Ostatni post | |
---|---|---|---|---|---|
Naprawy z humorem |
HydePark | Czarownica |
|
||
Tłumik Polmostrów (zdjęcia) |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | kah |
|
||
[w124] Potrzebne zdjęcia z demontażu tylnych zagłówków !!! |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | rogra |
|
|
|
[w201] 2.5 Turbo - Schematy lub zdjęcia podciśnień potrzebuję! |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | Yankee |
|
||
[W124] Zdjęcia - remont blacharski W124 (podłoga + blachy nadwozia) obawy, pytania itp. |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | Makler |
|