#1
Napisano 23 sierpnia 2015 - 00:34
Na W124 zachorowałem dawno temu zanim jeszcze zdążyłem zrobić prawo jazdy. Mój ojciec posiadał 200D w stanie bardzo złym. Było złożone z kilku, wymęczone, przekombinowane - jak wiele aut sprowadzonych w latach 90. Decyzja o popchaniu go dalej w świat nadeszła wtedy, kiedy niespodziewanie pękła tylna szyba - nie od kamienia, stare spawy puściły i auto po prostu złamało się w pół. Płakałem, gdy handlarz odjeżdżał nim w siną dal. Auto było w rodzinie kilkanaście lat. Było zajeżdżone do cna, a mimo to… żyło. Imponowało mi to, ile to auto jest w stanie znieść. Nawet wtedy, gdy pozbawi się go resztek godności.
Pierwsze kroki ze "swoim" W124 stawiałem w 250D z automatem. Było to moje pierwsze autko zaraz po zrobieniu prawka. Kupione na wariata, ciemną nocą bez jakichkolwiek grubszych oględzin; później okazało się to brzemienne w skutkach gdyż rodzynkiem to on nie był. Psuł się immanentnie aż do dnia, w którym - wściekły i sfrustrowany - oddałem go na złom. Na pewno żłopał olej w ilościach hurtowych i skrzynia nadawała się na wagę. To auto pamiętam jak przez mgłę, może dlatego, że umysł bez naszej ingerencji wyrzuca z siebie złe obrazy. Drań zniszczył mnie psychicznie i finansowo.
Zniechęciłem się przez to i na kilka lat temat starych Mercedesów umarł.
Teraz z perspektywy minionego czasu jak myślę o tym to chce mi się śmiać. Byłem wtedy totalnym żółtodziobem i dopiero wszystkiego się uczyłem.
Teraz… zrobiłbym to zupełnie inaczej…
Minęło kilka ładnych lat. Pewnego dnia zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że jest na sprzedaż W124 kombi z silnikiem o zapłonie samoczynnym. Miałem wtedy 3 wozy - Subaru Imprezę GC, Audi 80 i BMW E30 - więc nie byłem jakoś specjalnie zainteresowany jego informacją… do czasu, aż nie usłyszałem szczegółów - auto jest w podobno niezłym stanie i kosztuje 2000 złotych. Przez głowę przewinęły mi się wspomnienia o poprzednim egzemplarzu, który okazał się być kompletną katastrofą. Niemniej jednak teraz byłem już bardziej obeznany w temacie, miałem kilkaset oględzin za sobą, przez ten czas przewinęło się przez moje łapska kilka aut i z grubsza wiedziałem z czym to się je. Po krótkim namyśle padła pozytywna decyzja.
Nazajutrz pojechaliśmy 300 km na oględziny. Nie widziałem zdjęć auta a właściciel nic mi o nim wcześniej nie powiedział, co jeszcze bardziej podsycało atmosferę. Nie było wystawione na allegro. Auto należało do wujka kolegi, któremu po 15 latach W124 się znudziło, obrzydło, miał dosyć sypiącego się starego auta... nie wiem. Wolał jeździć Polówką 1.4 z LPG. Zasadniczo auto stało 3 lata i niedomagało - serwo padło, więc pedał hamulca nie odbijał. Serwis olejowy stał się abstrakcją dla silnika (i jak się okazało później – dla skrzyni i mostu również), do wnętrza powoli zaczynał wdzierać się zapach stęchlizny świadczący o tym, że jakiekolwiek życie dla tego egzemplarza zamarło. Wnętrze było lekko zmęczone – przetarty fotel, pourywane plastiki i zaczepy, brak spinek. Z plusów to podłoga - poza jednym miejscem okazała się być zdrowa, podłużnice w porządku, silnik odpalił od razu i chodził równiutko. Tapicerka była czysta. Auto ładnie jechało, NIVO sprawne. Poza dowodem rejestracyjnym nie miało żadnych kwitów, nie zmierzyłem go miernikiem, nie zrobiłem właściwie nic. Mimo to... kupiłem go. Za równo 2000 złotych. To nie mogło się udać.
W drodze powrotnej wyleciał szczur przez szparę między przednią szybą a maską, co dobitnie potwierdziło, że auto trochę stało. Po 200 kilometrach stanęliśmy zatankować i auto odpaliło z bólem - oho, zaczyna się. Doturlałem się do domu rozkoszując się sunącym „starym, dobrym znajomym”.
Auto miało być na chwilę. Miałem sobie nim pojeździć, nacieszyć się i go sprzedać. Miesiąc później wystawiłem na allegro wszystko co miałem. Pierwsze poszło Subaru - bardzo dobrze, miałem go serdecznie dość. Drugie poszło Audi. BMW wymagało jeszcze trochę pracy, więc musiało zostać… lecz Mercedes mimo atrakcyjnej ceny nie chciał się opchnąć. Chciałem pozbyć się tego taboru w miarę sprawnie bo zaczynał się rok akademicki.
Nic z tego. Skubaniec został do dzisiaj.
Dygresja nr 1: zanim zostanę uznany za skryto-lumpen-handlarza – nigdy na żadnym aucie nie zarobiłem - wręcz przeciwnie. Było tego sporo, bo taki miałem kaprys i cenię sobie życie z przygodami. Lubię stare grzmoty, lubię w nich dłubać i je rzeźbić, lubię nimi jeździć, lubię w nich siedzieć i lubię się na nie gapić. Tak już mam.
Czy cieszę się, że został? Tak. Okazał się być dobrym W124, mimo zapuszczenia przez poprzedniego właściciela.
…właściwie to bardzo dobrze, że został. Przełamałem nim złą passę. Od początku było jasne, że on jako jedyny zostanie, choć musiałem dojść do tego swoimi ścieżkami i się z tym oswoić. Nie chcę żadnego Audi 100 ani E34, choć myślałem o tych autach wiele wieczorów. Chcę, aby został. Tak długo, jak to możliwe.
Ale po kolei.
Dzień po zakupie auto dostało oryginalne błotniki w kolorze ponieważ na tych nabytych wraz z autem ruda tańczyła jak szalona. Następnie zmieniłem olej i filtry, kupiłem używane servo (40 PLN, sprawne!) i wyprałem wnętrze. Zaraz po sprzedaży dwóch wyżej wymienionych wozów Mercedes trafił do warsztatu na uszczelnienie sekcji pompy wtryskowej – problem ciężkiego odpalania. Gdy był na podnośniku, wyszło - jak się można domyśleć po cenie auta - nieco więcej. Tuleje wahaczy tylnych, mocowanie tylnego wózka i jego poduszki, brak tylnych hamulców i ręcznego, tłumik końcowy, luzy na wale, końcówka drążka kierowniczego, gumy stabilizatorów, mocowanie przedniego amortyzatora.
Zaczęły się schody. Robić to wszystko w aucie, które zaraz trafi na allegro?... decyzja zapadła. Robimy wszystko.
Jakiś czas później zdechły poduszki silnika i alternator. Poduszki Lemforder, alternator zregenerowany. W aucie została zrobiona geometria i skasowano luz na przekładni. Z dupereli – wąż od wakumpompy do zbiorniczka ZHM puszczał, wymiana amortyzatora paska, przekaźnik, bezpieczniki, nowe wycieraczki szyb. Długą walkę odbyłem z zamkami – złodziej zdemolował kiedyś zamek kierowcy i tylnej klapy. Z przodu trafiła przerobiona wkładka. Niestety nie udało mi się wskrzesić zamka tylnej klapy – otwiera się ją kablem ze środka, który jest przywiązany do cięgna w klapie. Do wiwatu dawał również centralny zamek, który nie działał z prozaicznych przyczyn – zaśniedziały bezpiecznik i odłączona pompka. Po wykonaniu banalnych czynności serwisowych działał miesiąc i się skaszanił, wracając tym samym do punktu wyjścia. Wiem, że to druciarstwo, ale czas nie pozwala mi się tym zająć (studia + praca). Kiedyś na pewno trzeba będzie wrócić do tematu i będzie tam „fabryka”.
Z przyjemniejszych rzeczy – w miejsce stalówek z ori deklami wpadły 15-dziurowce (zawsze mi się podobały) z kapciami Michelin Energy Saver z 2011 roku z grubiutkim bieżnikiem. Za zestaw felgi+opony dałem 900,-. Do tego nowe śruby dedykowane do alufelg Mercedesa. Stalówki pojawią się w zimę wraz z nowymi zimówkami.
Dygresja nr 2: auto na 11-letnim ogumieniu firmy Dębica żłopało ca. 8 – 8,5 litra surowca na setkę. Wymiana opon na lepsze i nowsze sprawiła, że OM602 zaczął zadowalać się średnio 7 l./100. Mój rekord to 6,7 litra w trasie. 7,7 l. w "warszawskim" rytmie, czytaj z pedałem gazu zrównanym z podłogą to max.
Tydzień temu auto dostało nowe przewody hamulcowe. Do zrobienia zostało – potencjalnie uszczelka pod głowicą plus wszelakiej maści uszczelniacze w silniku. Uszczelka puszcza przy łańcuchu, nie rzutuje więc na prace układów chłodzenia i smarowania. Moje zaniepokojenie rozwiały dopiero opinie kilku mechaników – nie ruszać, jeździć, kontrolować co jakiś czas płyn i olej. Oprócz tego tuleje pływające z tyłu, tuleje wahaczy z przodu i amortyzatory przód, choć z tym da się jeździć.
Totalnie olałem sprawę blachy – jest niezła poza jednym miejscem, gdzie kiedyś było *bum*. To miejsce to prawe tylne drzwi, a konkretnie podłoga pod nimi, nadkole i pękająca szpachla na dachu. Miejsce po naprawie wytrzymało ponad 15 lat, więc porzeźbili go dość solidnie. Na pewno wkrótce się tym zajmę. Nie chcę, aby doszło do przerzutów tego tyfusa pod spodem na inne elementy. Jest to jedyne naruszone miejsce – reszta podłogi jest zdrowa i zdaje się, że… nie było innych większych przygód. To jeden z powodów, dla których to auto sobie zostawiłem.
Auto nigdy nie będzie białym krukiem. Nie miało łatwego życia. Nie ma tłustego VINu, chwytającej za serce historii, nie był i będzie nigdy garażowany w zimę. Nikt nigdy na niego nie chuchał i dmuchał i nie robię tego również ja. Bo i co to da? Nie przywrócę mu drugiej młodości. Mogę za to zadbać o niego na starość, co czynię.
Auto musi na siebie zarabiać, jest moim narzędziem pracy i nie pieszczę się z nim za specjalnie.
Pewnie Was to nie zdziwi, że auto daje sobie świetnie radę. Jest lepszy od Imprezy młodszej o 10 lat, która wiecznie miała humorki i nawalające, drogie w naprawie pierdoły. W ex-mojej Audicy przy tak intensywnej eksploatacji olej zacząłby mieszać się z paliwem. I co z tego, że blacha lepsza. W ogródku mógłbym ją sobie postawić.
To nie mogło się udać, a jednak się udało.
Trochę suchych faktów:
zamówiony w lipcu 1992 roku u dealera w Hannoverze
kolor: 147U – arktyczna biel (nie wiem co oznacza „U”)
tapicerka: 068 – szara materiałowa (boczki mb-tex, ale są z tego samego miesiąca i roku co auto; co więcej - boczek drzwi od strony uderzonej jest wyraźnie popękany, ciekawe…)
260 – likwidacja oznaczeń na tylnej klapie (faktycznie nie ma ich)
333 – specjalna konsola dla taxi (obecnie – maskownica)
466 – centralny zamek (jest!... martwy)
541 – podwójna zwijana roleta (jest!)
563 – wzmocnione przednie fotele (nie mam zielonego pojęcia czy one są wzmocnione)
673 – akumulator o zwiększonej pojemności (jest! krówsko ma 94Ah)
682 – gaśnica (są nawet dwie!)
837 – gumowe maty (są! te w bagażniku też, trochę sfatygowane…)
931 – podwójne wewnętrzne lusterka wsteczne (JEST!!! niweluje martwy punkt, super sprawa)
970 – samochód patrolowy na Niemcy (chyba dobrze, że nie taxi x) )
981 – usunięcie książeczki rejestracyjnej i brak numeru dopuszczenia do ruchu na tabliczce znamionowej (dlatego I rejestracja nie jest w 1992 roku, tylko w 1999, kiedy to zapewne sprowadzili go do Polski)
Do auta dorzucono mi teczkę MB, gdzie oprócz adresów serwisów w całej Europie i instrukcji nieistniejącego radia był również… opis dodatkowego wyposażenia policyjnego po niemiecku, francusku i angielsku. Z grubsza zgadza się ze stanem rzeczywistym w samochodzie.
Tak wyglądał miesiąc po zakupie:
Więcej zdjęć wkrótce.
Pozdrawiam,
J.
#2
Napisano 23 sierpnia 2015 - 19:56
Użytkownik inutile dnia 23 sierpnia 2015 - 00:34 napisał
Użytkownik inutile dnia 23 sierpnia 2015 - 00:34 napisał
Użytkownik inutile dnia 23 sierpnia 2015 - 00:34 napisał
970 – samochód patrolowy na Niemcy (chyba dobrze, że nie taxi x) )
981 – usunięcie książeczki rejestracyjnej i brak numeru dopuszczenia do ruchu na tabliczce znamionowej (dlatego I rejestracja nie jest w 1992 roku, tylko w 1999, kiedy to zapewne sprowadzili go do Polski)
Oby służył a ja już czekam na kolejne wpisy!
#3
Napisano 23 sierpnia 2015 - 21:01
Masz punkta.
Użytkownik majsterus edytował ten post 23 sierpnia 2015 - 21:06
#4
Napisano 24 sierpnia 2015 - 07:25
Dziękuję.
#5
Napisano 24 sierpnia 2015 - 14:29
Użytkownik wojtek81 dnia 24 sierpnia 2015 - 07:25 napisał
Dziękuję.
Profesor Bralczyk się znalazł.
Użytkownik inutile dnia 23 sierpnia 2015 - 00:34 napisał
Ja też, masz jakieś fotki ?
#6
Napisano 24 sierpnia 2015 - 14:44
Lubię białaski Pokaż więcej fotek niech nacieszę oko bo nie ukrywam że jakiś czas zwiedzałem nasz kraj w poszukiwaniu białego "kombinezona"
#7
Napisano 30 sierpnia 2015 - 22:54
Ja: Czy macie przyrząd do mierzenia kompresji?
Mechanik: Mamy.
J: Znajdzie Pan chwilę aby zmierzyć ją u mnie?
M: Po co? Coś się dzieje?
J: Nie. A tak z ciekawości... czytałem, że graniczne to 18 atmosfer, i...
M: Po co już chcesz łeb wsadzać?! Zostaw ten samochód w spokoju. Jakby nie miał kompresji to by ci ciężko odpalał, dymił i nierówno chodził. Dobrze pali?
J: Odpala w sekundę. Tylko bendiks świszczy.
M: Prawidłowo! Te silniki bardzo trudno gubią kompresję. Jak działa to nie dotykać!
Rozmowa odbyła się przy okazji tego
Ropa uciekała starym spawem między rurą wlewową a bakiem. Pierwsza diagnoza: nowy bak. Drogo, ale fachowcy w mig znaleźli alternatywne rozwiązanie: pędzel, paski włókna szklanego i trochę żywicy. Gwarancja dożywotnia.
Jaki to auto ma przebieg?
Licznikowo - 409000. Mhm, mhm.
Marzenia ściętej głowy. Bardziej skłaniam się ku tej opcji
http://blog-skup-aut...ca-wyssana.html
Niee, to na pewno nie chodzi o wasze auto! Wszystkie mają 250-300 tys. oryginalnego nalotu!
Wszystkie! Przecież tak się błyszczą... i VIN się zgadza... nie ma dziury w fotelu, kolektor jeszcze biały...
O dziwo rdzy jest zaskakująco mało.
...no dobra, jest jej mało z zewnątrz.
Miejsce, gdzie kiedyś było *bum* i boczek drzwi, który zdaje się przetrwał zawirowanie w historii tego egzemplarza.
O, dziurka.
O, tu też...
I tu...
Hmmm...
Ojojojoj!
Reparaturka pod zbiornik płynu już czeka. Na to drugie potrzeba zdrowego dawcy, który ponoć istnieje.
Wspomniałem o nietypowym patencie na otwieranie tylnej klapy. Oto i on
Klapę otwieramy ciągnąc za kabel.
Idzie on bezpośrednio do cięgna w klapie.
Patent działa już kilka miesięcy. Jest więc dobry. Zamykanie odbywa się przesunięciem cięgna w drugą stronę, o tu
To, czy kolory drewienek się zgadzają, czy są odpowiednie dywaniki (tu akurat są) jest dla mnie sprawą drugorzędną. W aucie ma być czysto.
Czy to druciarstwo? Pewnie trochę tak.
Czy mógłbym bardziej się postarać? Tak.
Czy samochód wyglądałby lepiej, gdybym 2 wypłaty pod rząd wpakował w blachę i inne rzeczy? Zapewne tak.
Dlaczego tego jeszcze nie zrobiłem? Cóż, wolę zabrać kobietę do teatru albo kupić nowe meble. To fajny samochód i bardzo go lubię, ale... to tylko samochód.
Czy moi znajomi mają młodsze wozy, w które ładują wszystkie oszczędności i dzięki temu nic nie straszy? Tak. Szczerze współczuję im braku poczucia humoru i przede wszystkim dystansu do życia.
Czy ja się tym przejmuję? Nie!
Nawet gdybym się zawziął i nic nie robił auto i tak by wytrzymało jeszcze kilka lat. Jednak lubię go i nie chcę go zaorać. Większość rzeczy zostanie w aucie zrobiona, prędzej czy później, ale nie wszystko na raz.
Następnym razem zeskanuję książkę wyposażenia dodatkowego. Okraszę ją opisem i zdjęciami z auta - co gdzie jest. Albo było.
#8
Napisano 31 sierpnia 2015 - 07:32
Możesz kupić ( w sieci najtaniej ) elektryczny siłownik, który zamontujesz zamiast tej linki i będzie otwierał klapę gdy wciśniesz guzik.
Pięć dych.
Kogoś jeszcze zdekapitujesz tą linką.
#9
Napisano 31 sierpnia 2015 - 07:52
#10
Napisano 31 sierpnia 2015 - 11:23
Podobne tematy
Temat | Forum | Autor | Podsumowanie | Ostatni post | |
---|---|---|---|---|---|
Podpięty [W/S124] 4-MATIC - wszystko o tym modelu |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | Gość__ |
|
||
[S124] Moduł komfortu kombi. |
Mechanika, Technika, Elektryka, Serwis i Diagnostyka... | tomuss1980 |
|
||
E 250TD 1994 sedan modyfikacje |
Modyfikacje,Tuning | TripleX |
|
|
|
W124 1992r. felgi 15" 8 loch kod oryginalnego koloru? |
Modyfikacje,Tuning | MBCAR |
|
||
[S124] baleronwkombi 2.0E 1991 |
Prezentacje - Galeria Mercedesów użytkowników forum | baleronwkombi |
|
|