-Holender dawał mi dużo więcej niż jakikolwiek krajan
-nie musiałem bawić się w detajling, naprawianie, malowanie czegokolwiek
-nie musiałem bawić się w robienie zdjęć podłogi/wózka/progów/podłużnic
-nie musiałem słuchać lamentów o pękajacym kicie na masce, schodzącym klarze z błotnika, poprutym fotelu...
po prostu oszczędziłem sobie stresów
-nie było żadnych scen na miejscu żeby zbić cenę, dostałem tyle ile wynegocjowałem przez telefon
gość wyszedł z poniekąd słusznego założenia, że skoro auto przejechało 1200 km o własnych siłach to musi być dobre, więc nawet się nim nie przejechał, tzn. z podjazdu podjechał nim na plac
-trochę zlamiłem i wróciłem Sindbadem, dużo lepszym rozwiązaniem jest dolot pociągiem do Eindhoven i powrót samolotem, zamiast 18h trwa to 3h (ze Schiphola jest dużo drożej). Jeszcze bardziej zlamiłem pod kątem tego, że w zasadzie mogłem wrócić, np. tym:
https://www.autowere...45/details.html
Polecam ten manewr każdemu kto zna choćby podstawy angielskiego i na myśl o sprzedawaniu auta w PL dostaje mdłości, bo wie, ze wszyscy szukają igieł stulecia w cenie stali na wagę. Oczywiście mowa o autach do 5000 PLN, w przeciwnym razie nikt ich tam nie będzie chciał.
Parafrazując: masz leciwego 190D i chcesz za niego max 5000? Nie sprzedawaj go w PL. Kupi go handler i zarobi za Ciebie. Dogadaj się z Holendrem, wyślij mu foty mailem, dogadaj cenę i przywieź mu auto. Przytniesz trochę hajsu i zwiedzisz ciekawy kraj
Użytkownik inutile edytował ten post 05 grudnia 2017 - 10:21